#Chorwacja 10: Nielegalnie na murach i noc z obcym facetem pod spodem


Włam na mury Dubrovnika
Nooo... tak jakoś wyszło. Na naszej liście podróży nie mogło oczywiście zabraknąć nieco adrednaliny w byłej stolicy Chorwacji. Że jest cudowna, to oczywiste. Bardzo mi się tam podobało, zwłaszcza te wąskie uliczki i cudowne widoki z góry. Do tanich to miejsce jednak nie należy, w związku z czym każda ciekawsza atrakcja turystyczna jest płatna. A nam się zachciało wejść na mury, bo najprawdopodobniej stamtąd miały być najpiękniejsze widoki. Jak się później okazało - słusznie myśleliśmy. Problem w tym, że taki wstęp kosztował więcej niż mogliśmy wydać. Zdecydowanie więcej. Trzeba było więc radzić sobie inaczej.

Zwiedzaliśmy sobie miasto, przechadaliśmy się to tu to tam, aż nagle nadażyła się okazja. Zabrnęliśmy w miejsce, gdzie turystów w ogóle nie było ale za to były remonty. A jak remont no to oczywiście i rusztowania. Z początku się cykałem, bo to jednak nie bardzo jest, ale co zrobić. Jak chce się popatrzeć, trzeba zaryzykować. Wlazłem więc na pierwszy stopień (wymagało to przestawienia drabiny i dosyć dużej ostrożności, by nie zwalić się na dół z całym rusztowaniem), później dostałem się jakoś na drugie piętro (tutaj było nieco łatwiej, bo wyobraziłem sobie siebie jako Assassina). Kolejny kłopot pojawił się kiedy chciałem się dostać już na sam mur. Chodziło po nim sporo ludzi a na dodatek musiałem się sporo namęczyć ponieważ wysoko było. A że ja mam lęk wysokości to bez przekleństw ze strachu się nie obyło. Anka miała niezły ubaw patrząc na to wszystko z dołu. W końcu po kilku minutach udało mi się dostać na samą górę :) Ania, to teraz Twoja kolej! 


Najzabawniejszy po samym wejściu był jednak przechodzący turysta. Taki czarnoskóry młody ziomek. Spojrzał na nas (bo akurat wciągałem na górę Anię), i zaczął się dość donośnie śmiać, a po tym:
- O stary. Weszliście tutaj po tym rusztowaniu?
- No pewnie. Znaleśźliśmy je przypadkiem a nie mieliśmy pieniędzy by zapłacić za wejście. Tylko ćśśśs... nikomu nie mów, ok?
- Oczywiście! Kurwa, jaki ja głupi byłem. Jutro wejdę tu drugi raz w ten sam sposób. Genialne! Że też ja o tym nie pomyślałem. A skąd jesteście?
- Z Polski.
- Ha! Polska! Hehehe, wiedziałem. Mistrzowie. Idę dalej, bawcie się dobrze.

No też mistrz :) Jesteśmy już na górze, więc ze spokojem możemy podziwiać widoki. Ale (zawsze jakieś ale musi być), nie wiedzieliśmy, że co jakiś czas są kontrole biletów. Ubezpieczyli się na takich cwaniaczków jak my. Mało tego, kontroluje je policja z kanarami. Się trochę zestrachaliśmy jak tak. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Chociaż było blisko, bo:

- Hej Ty! Nie można iść w tę stronę. Można iść tylko tam. Obowiązuje tu ruch jednostronny.
- Wiem wiem Panie władzo, ale moja partnerka gdzieś mi zniknęła i podejrzewam, że znajduje się w tej toalecie, dlatego się cofnąłem.
- Mhmmm, sprawdzę.

No dziwna sprawa, że tak sprawdza. Ja zresztą byłem już nieco zdenerwowany, bo mógł z tego być problem. W każdym razie:
- Faktycznie, jest tam twoja koleżanka. A bilet masz?
- Oczywiście, że mamy.
- Mogę zobaczyć?
- Eeee... Moja koleżanka ma ze sobą w torebce.
- Ok ok, rozumiem. Ja też często gubię takie rzeczy dlatego oddaję innym. No nic, życzę udanego zwiedzania a ja idę gdzieś w cień. Jaki tu upał dziś!

Obyło się więc bez kontroli. Uf. Mało brakowało. Mimo wszystko, warto było zaryzykować, bo widoki z góry faktycznie cudowne.


Ostatnia noc, z obcym facetem pod spodem
Ja wiem... ten tytuł nie brzmi zbyt dobrze, ale idealnie oddaje to jak się czułem i jak wyglądała sytuacja. Niestety jest to też już ostatnia opisywana przeze mnie akcja z podróży po Chorwacji.

Nie śpieszyło nam się za bardzo, więc jak o godzinie 19:00 wylądowaliśmy na stacji w Czechach, niedaleko Polskiej granicy już zresztą, to nie bardzo chciało nam się łapać stopa dalej. Stwierdziliśmy, że na chillu coś tu sobie zjemy, wypijemy piwko podsumowujące podróż i rozłożymy się z namiotem na pobliskim polu. Na piwo dołączył do nas jeszcze spotkany wcześniej w Chorwacji autostopowicz z Polski, więc było nam nieco raźniej. Po chwili dosiedli się też Polscy kierowcy ciężarówek. No to Anka wpadła na pomysł, że może by ich zapytać, czy możemy przenocować z nimi w kabinie... Eh. No ale nie ma co marudzić i wybrzydzać. Janusze się zgodzili. Świetnie! Bo będzie ciepło i wygodnie. Oszczędzimy też sobie rozkładania namiotu. Same pozytywy.

O minusach tego pomyślałem dopiero wieczorem. Otóż wracając z Chorwacji przypadkiem trafiliśmy jeszcze na trzy dni do Sarajewa (o tym za to powstaną jeszcze z dwa posty, bo działo się wiele). Tam dostałem wyprawkę z hotelu :) Był to solidny blant. Heh, uwielbiam Bośniaków. Stwierdzili, że skoro będę wracał przez Czechy, to muszę skorzystać. Ja oczywiście nie odmówiłem. No to żeby prezent się nie zmarnował, poszedłem sobie do toalety i załatwiłem sprawę jak trzeba. Do tej pory nie wiem jak to wyszło, że żonglowałem na parkingu z jakimiś dzieciakami. Rozkminy po tym też miałem. Wtedy właśnie do mnie dotarło, że przecież zaraz spędzę noc z obcym facetem w TIRze. I zacząłem łapać schizy...

A co jeśli coś się stanie Ance? Co w przypadku gdy zamknie mnie i nie będzie dało się uciec? Co ja zrobię kiedy zacznie się do mnie dobierać? Niby osobne łóżka, on na dole ja na wyższym piętrze ale to nadal nie bardzo. Kurwa. Nie znam kolesia, a być może jest jakimś psycholem? No to pięknie. To się urządziłem. 

Żebyście wiedzieli ile ja miałem wtedy planów na samoobronę i ucieczkę... Teraz się z tego śmieję, ale wtedy nie było za wesoło. Pewnie na trzeźwo inaczej bym zareagował, a tak to nie zasnąłem dopóki Janusz nie zasnął. Mało tego, dokładnie pilnowałem żeby zasnąć z tyłkiem przyciśniętym do ściany. Dziwna akcja. Bad trip, ale chociaż uśmiałem się z tego wszystkiego rano, jak już okazało się, że wszystko jest jednak w porządku. Czasami zdarza mi się podjąć głupie decyzje :) 

Komentarze

Popularne posty