Mój pierwszy raz



       


Taaak jest! Woodstock 2014! Jedno z przenajwspanialszych wspomnień tego roku. Muzyka i Atmosfera. Peace & Love. Na festiwalu byłem dopiero pierwszy raz i jestem pozytywnie zszokowany. Wiele zgadza się z tym co mówili inni, ale jeszcze więcej to tylko mity. 

"Aby nie jedź pociągiem podstawianym woodstockowym."

Dlaczego niby nie? Trafił mi się "Pan Witek", chociaż nie jestem pewien nazwy pociągu, bo dosyć dużo się wtedy działo, a za cholerę nie mogę teraz tego znaleźć w internecie żeby nie wprowadzić was w błąd. Ludzi na peronie było co najmniej bardzo dużo. A trzeba wiedzieć, że mój transport "śmigał" aż z Krakowa. Szczęśliwie jakimś cudem w środku było pusto, choć jeśli chodzi o podłogę to walały się puste butelki po wódzie, puchy, i pety. Już od samego początku zaczęła się impreza. Nie znałem nikogo, a wszyscy polewali i dawali zakotłować. Oczywiście tego drugiego uprzejmie odmawiałem. Spotkałem przebranego księdza, faceta z pluszowym kutasem na głowie, pirata i mnóstwo ładnych dziewczyn. Bałem się tylko o mój stan trzeźwości, a poza tym to było wesoło i bezpiecznie. 



Wysiadka. Kostrzyn zatłoczony jak... no nie wiem jak bardzo, bo tyle wiary to jeszcze nie widziałem na raz. Ludzie byli wszędzie. Imprezowali na chodnikach, na trawie, przed sklepami, w autobusach, na dachach, w biedronce, na ulicy i wcale bym się nie zdziwił, gdyby kilku znalazło się w kanałach. Trochę taki Project X za dnia. Udało mi się złapać autokar na pole namiotowe, bo przejść w taki upał trzy kilometry nie bardzo mi się chciało. 
                  
Szok i wielkie oczy! Teren woodstocku tak ogromny, a miejsca tak mało. Wcale a wcale się nie zdziwiłem gdy Jurek w pewnym momencie powiedział, że jest około 700 tysięcy przyjezdnych jak nie więcej. Obłędny widok. Idę sobie główną drogą, mijają mnie sami zwariowani ludzie, a każdy z nich tak pozytywnie nastawiony do życia, że gęba aż sama się uśmiecha, a nogi rwą się w tany. "Piąteczka!", "Free hugs", "Szukam żony" - te i jeszcze inne teksty peapolki miały na sobie powypisywane. Minęła mnie żyrafa, Jack Sparrow, totalnie nagi facet, dziewczyna z niesamowitymi cyckami na wierzchu, co chwila spotykałem kogoś ciekawego (ten nagi facet tylko nie był). Kiedy już przecisnąłem się przez tłum, otoczyły mnie najróżniejsze namioty a wśród nich flagi samoróby czasami tak zabawne, że momentami sam wyglądałem na zjaranego. W ogóle to tam często nie idzie odróżnić kto jest upalony a kto nie, bo wszyscy się śmieją nie wiadomo z czego i bez przerwy, a poza tym to wbrew pozorom sporo zbakanych się nie znajdzie w porównaniu do ogromu tłumu. Muzyka grała, skoki na bungee były, strefy rozstawione, zabawa trwa.




Słaby line-up? Zupełnie nie wiem dlaczego co niektórzy tak gadali. Duża scena przed którą spędziłem wiele cennych łudstokogodzin, oferowała koncerty zajebiste. Równo o godzinie 15:00 tłum zebrał się by oficjalnie rozpocząć przystanek. Jurek Owsiak, jeszcze bez chrypki, z entuzjazmem przywitał wszystkich, polatały sobie odrzutowce, krzyki i ogólna radość. Dużo by można opisywać, ale to trzeba zobaczyć, przeżyć osobiście. Od razu wiedziałem, że to będą pięknie spędzone cztery dni. Na początek T.Love. Zagrali świetnie. Do tej pory jakoś co drugi dzień puszczam sobie kawałek "King". Zapomniałem! Jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem odbywały się koncerty i eventy w pokojowej wiosce Kriszny. Byłem na Offensywie. 
Jest jak jest, zawsze gorzej być może, mam to gdzieś, narzekanie nie pomoże. 
Coś cudownego. 

 Andrzej! Gdzie jest kurwa Andrzej?! 
Co chwila dało się słyszeć na polu namiotowym. 
Ale dopiero po tekście mojej koleżanki, ten okrzyk zaczął mnie śmieszyć i zrozumiałem jego ukryty sens. 

O co w ogóle chodzi z tym Andrzejem? Chyba jakiś chłopak się zgubił, bo wszyscy go szukają... 

Geniusz :P

Koncert Budki Suflera był doskonały. Stałem pod sceną i wrzeszczałem razem z tłumem do Jolki. Tym bardziej, że pojawiło się na nim chyba z milion ludu. COMA tak samo dała występ życia. Jak zagrali 100 tysięcy jednakowych miast, wzruszyłem się jak i co najmniej 100 tysięcy ludzi dookoła. Rogucki w różowych kroksach ze swoim wąsem zrobił furorę. Acid Drinkers - Tytus  zdominował scenę jak jeszcze nikt inny. Love shack, baby! Covery zagrane wyśmienicie, sama śmietanka muzyki rockowej i metalowej z lat od nawet 60 do 90. Skindred! Zdecydowanie najlepszy koncert na jakim byłem. DJ robił robotę. Nie było czegoś takiego jak przerwa w muzyce. Cały czas coś grało, a co kawałek to lepszy. Zrobiliśmy chyba największe show na świecie, bo był Harlem shake, kręcące się koszulki ponad głowami, pogo, meksykańska fala, no po prostu szaleństwo! Były nawet krótkie przebitki Prodigy, podczas których skakałem i wierzgałem kończynami najbardziej jak się da. Na The Bill'u byłem tylko przez chwilę dlatego, że upał na tej patelni prawie wysuszył mi mózg. Ale pamiętam jak śpiewałem największe hity. Zdążyłem się wybawić, dopóki nie wciągnęli mnie pod grzybek a później obrzucili błotem. I wiecie co? To też było świetne. Dziwna sprawa, bo się wystrzegałem tego jak ognia a tu niespodziewanka. Później wlazłem tam ze swojej woli jeszcze raz. Pierwszego dnia grał jeszcze Bednarek, ale byłem już wykończony i słuchałem muzyczki przed namiotami z piwkiem w ręku. Swoją drogą, tam chyba była jeszcze większa impreza a miałem odpocząć nieco. Nie da rady. Nie po to się przyjeżdża na 4 dni. Tyle się dzieje, że trzeba wybierać między jednym a drugim. Duża scena, mała scena, pokojowa wioska Kriszny, Akademia sztuk przepięknych, nawet Lech, Play, Allegro i Lidl oferowali bardzo ciekawy program i atrakcje. Grały jeszcze Piersi. Przyznam się szczerze, że znałem tylko trzy góra cztery kawałki kapeli a zaskoczyli mnie pozytywnie. Nie było tak jak podejrzewałem - nie grali tylko Bałkanicy. Występ z humorem, ogólnie dobra zabawa. 

O taaak. Jelonek. Byłem wtedy, że tak powiem brzydko, spizgany z lekka. Nie jestem pewien czy pomogło mi to czy może raczej przeszkodziło w odbiorze prezentowanej muzyki, w każdym razie przeżyłem to wydarzenie cholernie mocno, a repertuar tego artysty na stałe zawitał w mojej playliście. Sztuka arcydzieło. Manu chao la ventura. Sama końcówka festiwalu, ja jeszcze jakimś cudem wykrzesałem energię żeby skakać jak po jakichś prochach. Zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów! Szkoda, że nie grali dłużej. Energiczne show zapodane niczym piguła, która wzmacnia przeżycia kilkukrotnie.




W pokojowej wiosce Kriszny spędziłem niewiele czasu, ale na tyle co byłem odniosłem same pozytywne wrażenia. Zwłaszcza kiedy widziałem ich jeżdżących ze swoim kolorowym wielkim wozem po terenie i tańczących do Kriszny. Gdybym akurat nie miał innych nieco ciekawszych planów, to sam bym wskoczył w wir tańczących, totalnie zbzikowanych i pozytywnych krisznowców. Ominęły mnie niestety koncerty doskonałych kapel: Włochaty, Gaga zielone żabki, Kabanos, Mesajah, Ras luta i pewnie jeszcze kilka o których nie miałem pojęcia a co grają równie dobrą muzykę i jeszcze inne na małej scenie. W ogóle to była źle rozstawiona. Wydawać by się mogło, że mało komu chce się tam wędrować. No co zrobić! Coś za coś. Przydałby się taki zmieniacz czasu na przykład. Oj dopiero by było.

Teraz trochę poza muzyką. Co i jak na polu, jak tam żyć żeby przeżyć, a to już nie lada wyczyn i słów kilka o pozostałych strefach. Play zaplusował swoimi eventami. Obstawiam, że bez nich dużo więcej ludu usmażyło by sobie mózgi. Lidl - od dzisiaj w miarę możliwości kupuję u was. Ogarnęli sytuację na mistrzowskim poziomie. Bardzo się taki sklep przydał a choć były tam same najpotrzebniejsze rzeczy, to w zupełności wystarczyły i wbrew opinii wielu wcale nie było tam mało. Paczuszki na zakupy z line-up'em to bardzo dobry pomysł. Tak tak! Lidl poszalał :) Do strefy Allegro nie udało mi się niestety zawitać, a u Lecha byłem tylko po piwo. Przyciągała mnie tam za to muzyka taka typowo klubowo-imprezowa, tyle że to mogę mieć przecież gdzie indziej.



Przez chwilę udało mi się spędzić czas w Akademii Sztuk Przepięknych na "pogadance" z Bogusławem Lindą, Budką Suflera i Roguckim. Ciekawa sprawa i jak najbardziej polecam. Było jeszcze zaoferowane na prawdę sporo więc gdyby nie znikoma ilość czasu przesiadywałbym tam zdecydowanie więcej. 

Jak żyć żeby przeżyć? Intensywnie! Nie ma się czasu na zbędne myślenie. Żyj chwilą wtedy wszystko będzie udane - tak sobie myślałem. Woda w prysznicach lodowata, kolejki ogromne, mimo wszystko ja się uśmiechałem. Gastro też w porządku, z żarełkiem nie ma w ogóle problemu. Toi Toi tylko jak zwykle nie dawał rady. Jedyne prawie na co narzekałem to te kible. Toż taki smród... Gorszy chyba był tylko u sąsiadów w namiocie. Ogarnijcie jaka akcja. Budzę się z rana po jakichś 2 godzinach snu, bo jakiś koleś zaczął się wydzierać na drugiego. 
- Stary jak tu cuchnie! Zaraz się porzygam. Kurwa, tam są moje ciuchy. Muszę tam wejść śmierdzielu!- Nie wiem co tam tak zajeżdża jak tam spałem to nic nie czułem.- bo byłeś pijany w trupa. To Twoje buty ze skarpetami. Zajeb...bleeee.
Nie dał rady dokończyć bo się zrzygał. Autentycznie. Śmiechałem jak nigdy z rana. Wiem, że to obrzydliwe i jak teraz się to czyta to raczej mało zabawne, ale sytuacja tam się rozwijała a do tego trzeba by tam też być. Albo to ja jestem dziwny po prostu. 




Zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy się wypowiadają o Woodstocku uprzednio na nim nie będąc. Zwłaszcza osób starszych nie pojmuję albo wielce wierzących. Przecież nie uschnie Ci ręka jak pojedziesz, bo to nie grzech. Poza tym jest tam bardzo dużo zakonnic i księży, którzy doskonale się z wszystkimi bawią i się tam odnajdują pełniąc przy tym swoje obowiązki i pomagając. Jestem pełen podziwu zresztą dla nich za to. Był nawet ks. Lemański w ASP. 

Przepraszam za chaos wypowiedzi. Strzelałem tematami i ich zmianą jak guma z gaci. Następnym razem będzie lepiej!

Podsumowując: polecam każdemu. Katolikom, anarchistom, zakochanym, smutnym, czyściochom, obcokrajowcom, rodzinom, biednym, bogatym, wszystkim. Poważnie. Zupełnie inaczej teraz na to wszystko patrzę. Wspomnienia mam bezcenne. Za rok jadę na dłużej. 

Siema!

P.s: Wielki szacunek dla pokojowego patrolu, organizatorów i wspomagaczy WOŚP.

Komentarze

Popularne posty