Bywa...


...że się ma zły humor ot tak. Po prostu. Nienawidzi się wszystkich i wszystkiego dookoła. Wstało się z rana
"lewą nogą" i już do końca dnia ma się ochotę albo na mord albo na samobójstwo. Dziś jest ten dzień.



Budzę się kiedy jeszcze jest ciemno. Właściwie to zostaję brutalnie wybudzony przez paskudny dźwięk dochodzący z telefonu. Kurwa - myślę sobie. Taki cudowny sen, już ją rozbierałem.

Zawsze mi coś umyka. 

Zimno tak, że nie chcę się wyłazić spod kordły. Męczarnia od samego początku. Wychodzę z mieszkania na autobus, a ten ucieka mi, przejeżdżając koło nosa beztrosko przy tym ochlapując mnie śniegokałużą. Kiedy przyjdziesz na przystanek za prędko, autobus spóźnia się i czekasz nie wiadomo ile. Kiedy przyjdziesz na czas, okazuje się, że akurat korków nie było i podjechał minutę prędzej. Jak przyjdziesz po czasie, no niestety - to chyba oczywista sprawa. A jakżeby inaczej. Wsiadam do następnego, tam kontrola biletów. 140 pln przeznaczone na życie mniej. Moja wina. To jeszcze bardziej mnie dobija.

W pracy od 9.00 do 18.00 stoję na nogach, tłumaczę, rozmawiam, męczę się, bo wyjątkowo dziś trafiają: sami idioci, cwaniaczki, podludzie, przemądrzali i nie mający za grosz kultury gbury. No co zrobić! Kończę robotę i okazuje się, że muszę wracać na pieszo, bo niestety ale nikt nie ma miejsca w samochodzie. Nikogo oczywiście nie obwiniam. Pech i tyle. Po 40 minutach wędrówki w śniegu, zimnie i zaspach, docieram do mieszkania. Syf jak zawsze. Chłopaki mimo, że siedzą w domu cały dzień, nie kiwną nawet palcem. Rozumiem. Sam bym tak zrobił.

Nie ma nic gorszego niż po pracy znowu zabierać się za pracę. Zmywanie naczyń, porządki, obiad i tak dalej.

SESJA. Pewnie dlatego nic nie ruszyli. To mi przypomina, że sam też muszę się uczyć.
Zmuszam się w końcu do logiki i neuroanatomii. Modulo, hipokamp, derywacje, astereognozja, tautologie, propriocepcja. A pierdolę to. Ile można. Czekam na warunek...

Na szczęście już końcówka. 20.00 na zegarku.


Poważnie?

Kurde człowiek. Co z tego, że wszystko wali się na głowę na ryj. Co z tego, że nie masz pieniędzy na nic, że do wszystkiego dochodzisz sam. Wmawiasz sobie, że jest źle. Zacznij w końcu dostrzegać piękno małych rzeczy. Zawsze przecież może być gorzej. Ciesz się z tego, że na przykład nie wywalili Cie z tej roboty. W ogóle jak ją masz, i to dobrze płatną, już jest powód do szczęścia. Utrzymujesz się sam mając zaledwie 21 lat. Sukces! Autobus mógł Cie pierdolnąć. Z pracy mogli wylać. Mandat podwyższyć. Za warunek płacić 1000 pln a nie jedyne 200 pln. Może zdasz jednak? Może będzie dobrze? Pokaż wszystkim, że potrafisz. Na przekór złemu humorowi, nieszczęściu, sobie i innym. Motywuj się, myśl inaczej, żyj. Włącz śmieszną muzykę, nażryj się czekolady, nastawiaj się na wesoło. Jutro będzie lepiej. Uśmiechaj się do świata, a on zacznie uśmiechać się do Ciebie. To działa!

Poważnie.

Pfff... pierdu pierdu.

Mord albo samobójstwo.


Komentarze

Popularne posty