Powrót do pasji: deskorolka




Doskonale pamiętam dzień, w którym wraz z przyjacielem pierwszy raz ustałem na deskorolce. Oboje byliśmy tym bardzo zaintrygowani. Za mało powiedziane. Byliśmy PODJARANI. Było to około 15 lat temu, kiedy rodzice nie drżeli jeszcze ze strachu, że pozabijamy się na podwórku. W czasach, gdzie nikt nie biegał za nami by sprawdzić, czy za nadto się spociliśmy. Wtedy wychodziło się z domu rano, tuż po śniadaniu, które było trzeba zrobić sobie samemu, a wracało się wieczorem będąc umorusanym, oczywiście dostając szlaban albo co gorsza paskiem po tyłku za spóźnienie i nie zameldowanie się po dwóch godzinach. Nikogo nie interesowało co się w między czasie jadło. Mogły to być nawet jabłka z pachty, przecież i tak nikt nie zadzwoni o to na policję. Jak właściciel sadu złapał - sam wymierzał karę. Władze zajmowały się swoimi sprawami - sprawami dorosłych. My chodziliśmy po wysokich drzewach, pływaliśmy na dzikich plażach, bo każdy wtedy potrafił nawet bez wcześniejszych lekcji na nieobecnych i tak basenach. Bawiliśmy się w szukanoganianego rzucając po twarzach z piłki by bolało jak najmocniej, męczyliśmy starsze panie wychylające głowy z parteru, strzelaliśmy z pukawek do samochodów i oczywiście zaczynaliśmy swoją przygodę ze sportem ekstremalnym czyli skateboardingiem. Deskorolka? To tak słabo wtedy brzmiało... Jestem skatem, móc tak powiedzieć to dopiero była duma.

Jednym z problemów lat 90-tych, a więc i naszym problemem, był brak pieniędzy. Jak u licha uzbierać aż 100 pln na nową deskę? Przecież złotówka dziennie, która do tej pory zaspokajała wszystkie potrzeby (bo można było kupić za to paczkę chipsów i oranżadę w butelce), to w zupełności za mało. Trzeba by czekać aż 100 dni! A w młodości jest się jeszcze bardziej niecierpliwym.

Ja miałem ten komfort, że przeszedłem się do jednej, drugiej babci i dziadka a pieniążki jakimś cudem się same od nich znajdowały. Spływały do kieszeni i po sprawie. Wystarczyło zrobić maślane oczy. Sebastian nie miał tak dobrze. Na wszystko musiał uzbierać, każdy cel osiągał samodzielnie. Był zadziwiająco zaradny, samodzielny i dorosły jak na swój dziecięcy wiek. Podziwiałem go wtedy, podziwiam go dzisiaj i będę każdego jutrzejszego dnia. 


Kiedy tylko udało nam się zdobyć na 10 minut deskorolki od starszych kolegów, od razu zaczynaliśmy próby pierwszych tricków. Towarzyszyły nam wtedy nowe, nieodgadnione, cudowne emocje. Zwykle spotykane przy każdym innym pierwszym razie. Kiedy nadchodził koniec czasu i deskę trzeba było oddać, smuciliśmy się we dwoje i marzyliśmy o swoich sprzętach. Marzyliśmy o przyszłości, w której to właśnie my jeździmy na nowych blatach i robimy te wszystkie kickflipy. Ja byłem z tego powodu raczej podekscytowany. Sebastian natomiast raczej zasmucony. Wiedział, że on będzie musiał długo na to czekać. Ciężko zapracować.

Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Przejmujemy się "poważnymi" rzeczami. Boimy się o naszą karierę, przyszłość związku, nie ufamy i mimo dobrego, przygotowujemy się na klęskę czy na to, że ktoś nas prędzej czy później skrzywdzi. Już nie rozmawiamy z obcymi tak jak dzieci. Jadąc tramwajem nie odzywamy się do siebie, a sąsiad z sąsiadem rzadziej wypije piwo. W ludziach ciężko dostrzec dobro i beztroskę. To wszystko jest teraz problemem. Będąc dzieckiem tego się nie zauważa. Dawniej w przeszłości, właśnie za dzieciaka dowiedziałem się, że Sebastian nie może mieć nowego decka. Świat mi tak jak i jemu, zwalił się na głowę. Największy dramat jaki z wtedy pamiętam. Ta bezradność wobec przyjaciela. Ta nasza niemoc i zażenowanie. 

Kiedy ja śmigałem na dopiero co zakupionym z osiedlowego sportowego obiekcie wcześniejszego pożądania, on musiał zadowolić się starą "rybką". Jak to zwykle bywało - radził sobie, bo musiał. Był nawet w tym lepszy. Codziennie rano dzwonił po mnie domofonem zadowolony i pytał czy dziś też idę z nim na deskę. Ja się czym prędzej zrywałem i razem wychodziliśmy na całe dnie ciężko trenować. Rano i przez cały dzień Sebek pokazywał innym co znaczy wygrywać życie. Wieczorem natomiast płakał, bo to jednak życie wygrywało z nim. Wiedziałem o tym, choć mu nie mówiłem. Starałem się tylko coś z tym zrobić. Sebastian mógłby znacznie więcej, został jednak dotknięty przez los. Już na samym starcie miał trudniej, bo brakowało mu ojca. Już od początku musiał więcej a i tak był lepszy od innych. 

Jeżdżąc nawet na starej, zmarnowanej, spękanej deskorolce to on pierwszy zrobił wymarzonego wcześniej kickflipa. Prędzej zrobił też 50-50, nauczył się skakać przez plecaki, zjeżdżać slide'ami z górek (bo skateparków wtedy nie było). To on pierwszy podnosił się kiedy upadał. Za każdym razem. Ja tylko się przyglądałem i brałem przykład. W między czasie zbierałem z pozostałymi kumplami na marzenie. Robiliśmy wielką zrzutkę na nowy blat dla Sebka. Wiedzieliśmy, że jemu się to należy jak nikomu innemu, chcieliśmy żeby zrobił jeszcze więcej i pokonał najlepszych, bo wiedzieliśmy też, że tylko tyle mu brakuje. 

Kiedy dostał od nas prezent popłakał się tak jak to robią dzieci. Nikt wtedy nawet się nie zaśmiał. Sami byliśmy wzruszeni tym szczęściem, nawet będąc "dorosłymi" skate'ami. Mieliśmy wtedy może po 9 lat a stało się to pięknego wiosennego dnia. Chcieliśmy pomóc uwierzyć w marzenia, sprawić że pokona przeszkody. Chciałem zostać jego prawdziwym przyjacielem do końca życia. I tak jest do dzisiaj i tak będzie na zawsze.

Wiem, że Ty masz podobnie przyjacielu. Wiem, że lubisz wracać do tego wspomnienia tak jak i ja. Wciąż jesteśmy dziećmi i wciąż lubimy jeździć na deskorolce. Ja po półtorarocznej przerwie znowu zacząłem. Pierwsze wspomnienie jakie doceniłem kiedy tylko znowu zrobiłem pierwszego po przerwie kickflipa, było właśnie to opisane powyżej. Zawsze byłeś ode mnie lepszy, dzięki czemu miałem motywację. Zmieniłeś mnie i dzięki Tobie miałem cudowne dzieciństwo. To Ty zaszczepiłeś we mnie chęć do spełniania marzeń i uwielbienie do tego sportu. Każdego dnia teraz, spędzonego na deskorolce żałuję, że nie jeździsz ze mną, że nie możesz, że Ciebie tu nie ma. 

Dlatego właśnie dobrze jest wracać do starych pasji. Wraz z nimi wraca też kawałek naszego przeszłego życia. Naszego przeszłego ja. To jest właśnie najpiękniejsze. 

#IOU



PS: 75


Komentarze

Popularne posty