Nie tylko do maturzystów


The Future by Arnel Hasanovic


Gdzie chciałbyś być za rok o tej samej porze? To pytanie zadawałem sobie dokładnie 730 dni temu. Zadawałem też je swoim przyjaciołom, bo byłem ciekaw czy oni, tak samo jak ja, nie wiedzą na czym stoją i czego chcą. Nie, nie ściągnąłem tego pytania z internetu czy z nędznych poradników. Przed odpowiedzią na nie po prostu nie da się uciec, jest uniwersalne, więc zastanawiałem się nad nim tak jak i Ty teraz.

Wtedy myślałem, że będę na wymarzonych studiach. Była to pierwsza myśl przychodząca do głowy. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że była tak banalna, prosta i w sumie nic nie warta. Studia, to brzmiało tak dumnie. Dzisiaj matura, jutro najlepsze wakacje w życiu, pojutrze zaczynamy życie na poziomie, pełne szaleństw i otaczających mnie ludzi, którzy budują swoją przyszłość poprzez naukę CIEKAWYCH w końcu zagadnień oferowanych przez wymarzoną uczelnię. Górnolotnie, prawda? A jakże oryginalnie. Zleci szybciej niż Ci się wydaje.

Dwa lata temu chciałem leżeć na trawie przy jeziorku, odpoczywać po wykładach w towarzystwie znajomych, śmiać się z wczorajszej długiej nocy, nie martwić się o pracę, późniejsze egzaminy i brak perspektyw na przyszłość. Zamierzałem robić COŚ. Być zadowolonym, spełnionym, wolnym człowiekiem. Korzystać na całego, czerpać szczęście garściami. Planowałem przyszłość opartą na sukcesie, niezależną, wielką. Ot takie myślenie jeszcze wbrew pozorom 19 letniego gówniarza. Przynajmniej realistyczne, niewyśnione niczym z bajki.

Dzisiaj jestem trochę bardziej zmężniałym gówniarzem a nadal marzę podobnie. Nie zaprzestaję tylko na rozmyślaniach. Działam na całego, ale to nie takie łatwe. Funkcjonuję ambitnie, ryzykownie, żyję chwilą. Wczoraj usłyszałem od znajomej świetny cytat Polańskiego: "Rzeczywistość nigdy nie dogoni marzeń". Uwierzycie albo nie ale coś w tym jest. Powiem nawet, że zgadzam się w pełni. Nie licz więc na cuda.

Teraz leżę sobie na zielonej trawce, świeci słońce, daje po oczach odbijając się od tafli jeziora. Leżę sam, bo znajomi są albo w pracy albo na wykładzie. Dzisiaj odpuściłem sobie studiowanie, bo moje plany na przyszłość nie pokrywają się z tymi z przed dwóch lat. Śmieję się z wczorajszego wieczoru, robię COŚ, jestem zadowolony, wolny. Korzystam ile się da i nie zamierzam skończyć. Nie dzisiaj, nie za rok. 

Maturę napisałem doskonale, choć całe trzy lata powtarzano mi, że jestem nieuk, cwany głupiomądry pewniak. Nauczycielka od polskiego co lektura wpisywała mi jedynkę, tak dla zasady, bo wiedziała, że i tak nie przeczytałem. I słusznie, ponieważ tak było. Wtedy nie doceniałem lektur. Też słusznie, bo powinno się czytać nie pod przymusem, a to co się lubi, kiedy się chce. Obecnie Mistrz i Małgorzata albo Zbrodnia i kara jest dużo ciekawszą opcją. Doceniam więcej, bo więcej rozumiem i szanuję. Nie zdałem też żadnej próbnej matury z matematyki. Nie dlatego, że nie lubię przedmiotu. Zniechęcał mnie przymus oraz brak perspektyw na późniejsze praktyczne wykorzystanie tych wszystkich wzorów i cyferek. Do samego egzaminu zacząłem się uczyć dopiero dwa tygodnie przed. Zdałem na 46%. Bez ambicji - zwyczajnie nie było mi to potrzebne. Teraz bez problemu liczę granice, pochodne czy całki. Język angielski akurat szanowałem od zawsze i tak też zostanie. Ty lepiej też tak zrób.

Matura to bzdura. Jest to tak samo prawda jak i nędzny frazes. Przy tym wszystkim co Cie jeszcze czeka - bzdura. Nie weryfikuje też wiedzy, tylko w małym stopniu. A jednak wiele od niej zależy. Traktuj poważnie ale z odpowiednim dystansem.

Na pełnym chillu wchodziłem na salę, gdzie wszyscy siedzieli zestresowani. Miałem na sobie koszulkę z napisem Nevermind w hołdzie Cobainowi. Chciałem być taki jak on. Taki ze mnie był mały buntownik. Tylko mój własny rozsądek skłonił mnie do nauki. Dzięki temu dziś jestem tutaj. W Poznaniu, mieście doznań (faktycznie tak jest), studiując chwilowo jeden kierunek (bo w planach jest drugi), pracując i śmiejąc się ze znajomymi. Chciałem by tak było i tak jest. Szczerze mówiąc, bez względu na wynik matury, tak by ostatecznie wyszło. Gdybym nie zdał, dostałbym porządnego kopa od życia, od samego siebie w sumie, wziąłbym się za robotę, dokonał tej prościzny. Uwierz to wbrew pozorom łatwe.

Widzisz... na studiach rok w plecy to nic. Nawet dwa lata obijania się przechodzą jak gdyby nigdy nic. W ogóle to dwa lata próżnowania nie są złe. Kiedyś trzeba się wyszaleć a w tym wieku najlepiej. Jeżeli człowiek jest rozsądny (a powinien być), wróci, ogarnie się, zacznie żyć lepiej nadal po swojemu. Często jest nie łatwo, na pewno jednak ostatecznie da radę. 

Zadaję sobie pytanie po raz kolejny. Gdzie chciałbym być za rok o tej samej porze? Wiem już, że nie da się tego zaplanować. Tylko z grubsza, bardziej generalnie, ogólnie - mogą pojawić się marzenia do których należałoby dążyć. Ale życie oferuje tak wiele możliwości, że wszystko w ułamku sekundy może się zmienić. Jedna decyzja przepadnie na rzecz drugiej, bardziej zadowalającej w danej chwili od poprzedniej. Nie martw się więc tym, że pójdzie Ci słabo. Myśl o tym, że mimo końcowego efektu i tak zrobisz to, o czym pomyślisz odpowiadając sobie na to pytanie. Nie koniecznie już za rok. Jakoś to będzie bo żyjemy w czasach, gdzie można wszystko i jest wszystko. Są to najlepsze czasy jakie chyba były. Wykorzystaj to niezależnie od wyników. Ja na przykład, w życiu nie podejrzewałem, że będę pisał aż tyle, że będę chciał więcej i ponad to, ten tekst w pół godziny przeczyta 100 różnych osób. A to Ci dopiero niespodziewanka! Co gdybym nie zdał? Pisałbym test razem z Tobą a za rok dopiero czytałbyś ten tekst wspominając. Albo kopałbym rowy, choć bardzo wątpię. Rowy nie są mnie godne.

Wracając do pytania: chcę być akurat w podróży po Stanach Zjednoczonych z perspektywą powrotu do cudownego życia w Poznaniu, do rodziny, do przyjaciół. Bardzo ogólnie, bo już wiem, że wszystko może się zdarzyć. Czy to w radości czy to w smutku. Czy to w szczęściu czy w pechowej sytuacji.

Odsłuchaj tego, może pomoże się zrelaksować. A przy tym idź odreagować nad strumyk czy gdziekolwiek gdzie lubisz i też to przemyśl. Po chwili zadumania, wstając złap przy okazji życie i nie puszczaj. Nie pozwól by przemknęło Ci między palcami. Ściśnij, w odpowiednim momencie wyrzuć do najbliższego śmietnika i sam zacznij stanowić o swojej przyszłości. Będziesz wiedzieć kiedy możesz sobie na to pozwolić. 

Powodzenia!

PS: Widzisz tę drogę ze zdjęcia? Nie jest zbyt piękna. Usłana przeszkodami. Ale jest długa a za rogiem może być dużo ciekawiej. Tylko rusz odważnie, pewnym krokiem.


Komentarze

  1. Kurde, kojarzę Cię z liceum tylko.. ale lubię tu zaglądać ; ) Super blog.

    OdpowiedzUsuń
  2. naprawdę fajnie się to czyta i zdecydowanie się polepszyłeś, bardziej uporządkowane słowa, więcej pełnych zdań wnoszących treść i coraz mniej słownych przerywników nie wnoszących nic, tak dalej Jagiel :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę i im więcej piszę tym więcej się uczę ;) Dziękuję bardzo!

      Usuń
  3. Zacytowałeś Polańskiego, że rzeczywistość nigdy nie dogoni marzeń, a ja dodam do tego kolejne przemyślenie. Otóż marzysz o czymś przez dłuższy czas, marzenie się spełnia, a Ty nagle zdajesz sobie sprawę, że nie tak to wyglądało w Twojej głowie. W ten właśnie sposób uświadamiam sobie, że Proust w swoich rozważaniach miał rację - pragnienie i posiadanie wzajemnie się wykluczają. Dopóki do czegoś dążysz, jest to Twoim marzeniem bo pozostaje poza zasięgiem Twoich możliwości. Kiedy już to zdobywasz, wtedy przestaje być marzeniem, a staje się rzeczywistością. Uważam, że to właśnie miał na myśli Proust i o tym też myślał Polański. Żeby pozostać dziewczyną marzeń, dziewczyna ta musi zawsze odjeżdżać.
    Pisz dalej Pati ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z polańskim ale nie do końca z Proustem. Jeżeli chodzi o marzenia i ich doganianie, to faktyczne wiele radości sprawia samo łapanie tego co pragniemy. Do celu jednak w końcu trzeba dobrnąć, bo gdyby do tego nie dochodziło w końcu każdy by się zniechęcał. Wtedy marzenie może się przerodzić w chore pragnienie albo co gorsza w żal, że nigdy nie będzie można tego zdobyć. Nie koniecznie więc, pragnienie i posiadanie wzajemnie się wykluczają. Nie prawda, że najlepsza jest dziewczyna, która cały czas odjeżdża. Dziewczyna z marzeń - każdy rozsądny człowiek zdaje sobie sprawę, że gdzieś jest haczyk. Bo zawsze jest. Nie powinna być więc ona nieskazitelna. Idealna dziewczyna z marzeń to taka, którą dogonimy, pokochamy mimo wad, a ona jeżeli odjedzie to i tak wróci. Oczywiście jeśli chodzi o "dopuszczalne odjazdy", bo taka która pozwoli sobie na za wiele, nie zasługuje na przyjęcie po powrocie. W marzeniach idealizujemy a ideałów nie ma, choć dążyć do nich trzeba. Lepiej czym prędzej zdać sobie z tego sprawę i zacząć żyć rzeczywistością a nie marzeniami :) Doceniać to co się złapie nawet jeśli nie do końca tak to sobie wymyśliliśmy. Tylko od nas samych, od nastawienia zależy czy zwykły dom będzie dla nas pałacem z marzeń czy może księżniczka za którą goniliśmy całe życie okaże się jędzą.

    Będę pisał dalej i... tylko nie Pati!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty