Pora na... Wakacje! Vol. 5 - Autostopem przez świat




Jestem jednym z tych, którzy nie szukają przygód. One jakby same się znajdują. A to tylko dlatego, że mam mnóstwo pomysłów a chęć na intensywne spędzanie życia mnie nie opuszcza. Cały czas trwa przygoda. Można ją nieco podkręcać i wtedy robi się ciekawiej. Niekiedy należy zwolnić żeby co ważniejsze nie przemknęło nam przed oczami.

Pieniądze jak dla mnie nie stanowią większego problemu. Oczywiście mam marzenia, które wymagają sporego wkładu finansowego, ale jak nie ma możliwości to trzeba radzić sobie inaczej.

Dlatego śmieszy mnie, kiedy ktoś mówi, że nie podróżuje bo nie ma pieniędzy. Uważam to za argument równy zeru.

Gdyby się chciało, ale tak na prawdę bardzo mocno, budżet by cie nie zatrzymywał.

Pakuj się w plecak, bierz mapę, telefon, niewiele gotówki na start, kartony, flagę i do dzieła! Autostopem można dojechać wszędzie. W trakcie nawet łapiąc dorywczą pracę na dalszą część podróży. Owszem ten sposób jest momentami niebezpieczny, dlatego ważne by się jakkolwiek przed wyruszeniem zabezpieczyć. Nie będę tu teraz tłumaczył co i jak dokładnie, bo nie czuję się do tego wystarczająco kompetentny.

Jeśli po prostu nie lubisz w ten sposób - dobra opcja zawsze się znajdzie. Trzeba jednak w końcu ruszyć dupę i mózgol do roboty. Wziąć się za siebie i pokombinować.

Ufff... koniec tego zbyt długiego wstępu.

Amsterdam! :) W niecałe 24h zupełnie za darmo! Można? Można. Dodam jeszcze, że to i tak słabo. Trafiają się sytuację, gdzie dojeżdża się sporo szybciej, z obiadem za darmo a czasami nawet z dodatkowymi atrakcjami. Poważnie. I było bezpiecznie nawet bardzo.

Najpierw trafił polak, który dowiózł nas do samego Hanower. Nie miał miejsca, było mu nie po drodze ale wziął. Sympatyczny facet. Z Bieszczad, więc rozumie podróżników doskonale.

Trafił też Macedończyk, który był zbyt przyjacielski, bo stale dotykał mnie po kolanach. Ale się nie dałem. Dziwna sprawa, nie wiem jak to wytłumaczyć, jednak nie był homoseksualistą. Taki kontakt chyba był dla niego normalny. Dobra, nie ma co próbować, pogrążam się jeszcze bardziej. Obiad postawił, ważne że nic innego.

Holender, luuźny facet na maksa, z wiadomych względów. Przegadałem z nim chyba z 300 kilometrów. O wszystkim. Nie sądziłem, że z kimś zupełnie obcym, z innego kraju, w innym języku tak dobrze się dogadam. No mistrz po prostu. Doradzał nawet w jaki sposób zażywać grzybki halucynogenne tak by było bezpiecznie. A kiedy opowiadał o swoich przeżyciach z tym związanych, stroił miny przyprawiające o ból brzucha. Od śmiechu oczywiście. Przekomiczny facet.

Francuz okazał się sympatycznym, dobrym człowiekiem akurat wracającym z Polski. Trafił się "rzutem na taśmę", kiedy miało się już iść spać na stacji. Porozmawialiśmy o emigrantach i zasnąłem.

Turek okazał się być autostopowiczem z dawnych lat. Mówił, że kiedyś było inaczej. Gorzej. Teraz dziwi się dlaczego tak mało osób porusza się łapiąc okazję.

Dlaczego pomagają tylko obcokrajowcy? To znaczy - będąc w danym kraju trudniej o życzliwości od okolicznych. Jakiś to chyba syndrom negatywny czy co. Podejrzewam, że ci którzy są skądśinąd po prostu wiedzą jak to jest i bezinteresownie też pomagają.

Kolejny problem to gburowatość polaków w naszym kraju, kiedy poza jego granicami są bardzo w porządku. Bo co? W Polsce jestem innym człowiekiem? To że w końcu trafiło się na kogoś "swojego" poza granicami, nie powinno wpływać na kontakty tutaj. Smutne, bo mogłoby być w Polsce nieco weselej.

Wracając do mojego hitch-hikingu, zajebiste prysznice mają na stacjach ci germanie. I ta muzyczka w tle. Niczym z jakiegoś uczuciowego pornola. Miałem wrażenie, że mnie na live oglądają...

Najgorzej jest się wydostać z miasta. Co najśmieszniejsze, najdłużej zajęło wydostanie się z Wrocławia.

Jak mi się coś jeszcze przypomni - wrzucę na fanpage.
Podróżuj turysto.


PS: Za niedługo relacja z samego Amsterdamu :)


Komentarze

Popularne posty