Po raz kolejny - Amsterdam!



- Cześć, podróżuję autostopem, podwieźlibyście mnie do Amsterdamu?
- Brałeś jakieś narkotyki? Spójrz w stronę światła, ok. Wsiadaj.

Tak właśnie poznałem Lucasa. Pojeba z Holandii, który mimo wszystko był dobrym człowiekiem. Była pierwsza w nocy. Od tej pory myślałem już po Holendersku. Wróćmy jednak do początku.

- Wiesz... Jakąś godzinę temu zabrali mi prawo jazdy. Za szybko jechałem. Sara - to była jego kobieta - podaj mi alkohol.

Koleś łyknął wódę bez popity i prowadził dalej jak gdyby nigdy nic. Wypytywał mnie o dragi, po czym schodząc na temat MDMA, ze śmiechem opowiedział mi jak to jego żona, przed godziną wsadziła sobie piguły w cipkę, żeby nie złapała ich z tym policja. Dziwne by było, gdyby ich teraz nie wziął, co nie? No więc jechałem tak z nimi, trzęsąc się ze strachu, bo nie znam kolesia a prowadzi pod wpływem alkoholu i narkotyków, nie schodząc z prędkością nawet do 200 km/h. Poważnie. Na dodatek kojarzył język polski, bo siedział w więzieniu z Polakami... Możesz mi nie wierzyć, ale to wszystko prawda.

W każdym razie - przeżyłem. Jedną z najlepszych nocy w moim życiu. W aucie było zabawnie, puszczali zajebistą muzykę, dali mi wodę i wskazówki jak przeżyć w Amsterdamie. Dali mi też jedzenie i podwieźli do centrum. Poznałem też ich przyjaciół z Dominikany. Ana po zadaniu pytania Are you gay? i otrzymaniu przeczącej odpowiedzi, od razu proponowała mi seks. Tak samo pozytywnie popierdoleni ludzie.

Wjechałem więc do Amsterdamu również będąc pod wpływem... A kiedy chodziłem po centrum - o 3 w nocy - przeżywałem jedne z najpiękniejszych chwil w życiu.

***

Tak zaczęła się moja "samotna" podróż do stolicy Holandii.
Dlaczego "samotna"?

Ponieważ w ogóle nie czułem się tam sam. Ponieważ przez cały czas mojego eurotripu, może tylko z pięć godzin byłem sam. I właśnie o tym będzie post - wcale nie zamierzam opowiadać co się działo podczas podróży, bo to jest po prostu nie do opisania.

Mimo wielu planów, ostatecznie wyszło, że w podróż udaję się bez towarzystwa. Dowiedziałem się o tym w nocy tuż przed wyjazdem. Nie miałem więc za dużo czasu, by myśleć. Wstałem, spakowałem się i ruszyłem. To była jedna z moich najlepszych decyzji. Dopiero podczas wyprawy zorientowałem się jak bardzo to wszystko jest nieprzemyślane, a co za tym idzie - niebezpieczne. Nie wziąłem ze sobą śpiworu, namiotu  - niczego co pozwalałoby mi przetrwać w sytuacji kryzysowej. Ba! Nie miałem nawet zbyt wiele pieniędzy, liczyłem na Couchsurfing.

Wróciłem z 10€ w portfelu :) Jeżeli wydaje ci się, że nie masz pieniędzy na eurotripy - jesteś w błędzie. Jeżeli wydaje ci się, że samotny wyjazd nie może być udany, jesteś w jeszcze większym błędzie. Wystarczy tylko umieć się jakoś porozumiewać. I oczywiście trzeba być mimo wszystko ostrożnym. Nawet bardzo. Ale to chyba każdy, kto używa choć czasem mózgu, jest w stanie ogarnąć.

Komunikatywność - to właśnie klucz do udanej podróży. Oczywiste jest, że jak boisz się odezwać i język ci ucieka... nie wiem. Do dupy ze strachu, to ni chu chu ale będziesz to źle wspominać. Ja postanowiłem odzywać się do każdego. Dzięki temu murzyn ukradł dla mnie rower a ja cieszyłem się chwilą. Dzięki temu też żonglowałem z brazylijczykami, tańczyłem z amerykankami, paliłem z brytyjczykami i deskorolkowałem z holenderkami. A wszystko to wspominam cudownie.

Podsumowując: jeśli umiesz się jakkolwiek porozumieć oraz tego chcesz, będzie zajebiście. Trust me. Trzeba być po prostu otwartym. Oto konkluzja.

PS: Można by jeszcze o tym sporo podyskutować... Niesamowite doświadczenie, wspominane przez całe życie.

Polecam samotne wyjazdy!
Fotorelacja na Insta @patryk_mikolaj


Komentarze

Popularne posty