A na jakiej podstawie twierdzisz, że Ty tu w ogóle jesteś? - Woodstock 2016


 No to przyszedł czas na podsumowanie tegorocznego Woodstocku. Było genialnie! Jak zwykle. A słyszałem w Chorwacji opinię, od jednego z Polaków, że to jest teraz fancy multi-kulti festiwal, na który jak nie pojedziesz to nie jesteś fajny. Otóż nie. To jest po prostu dalej świetny festiwal i ludzi więcej na niego jeździ też tak po prostu. Fejm rośnie i nic w tym złego, bo na pewno rośnie nie bezpodstawnie. To event, na który jeździ się dla kultury, społeczeństwa i muzyki. Bycia częścią tego co się właśnie dzieje, a dzieje się niesamowicie. To więc też nie tak, że Woodstock "to już nie to samo co kiedyś", bo ogrodzenia i inne pierdolety. Nadal jest na Woodstocku cudownie - wielkich zmian nie zauważam. Atmosfera jak co roku inna i to jest właśnie piękne. Nie jestem pewien czy to ja się zmieniam czy to Woodstock jakiś inny. Ale zawsze brałem to jako wyjazd na jedną wielką niespodziewankę i nic dziwnego w tym, że jest inaczej co roku. To chyba normalne, nie? A jak się przestało podobać, to nie jeździć. Ja jadę za rok z całą pewnością, znowu oczekując chwil, które mogłyby trwać wiecznie.

 W każdym razie,

 w tym roku bardziej skupiłem się na ASP ale... Łona to niekwestionowany mistrz w 2016, na spółkę z Grubsonem. To co się działo wtedy pod sceną było jak - co powiedział sam Grubson - istny rozpierdol. W ogromnie pozytywnym sensie oczywiście. A na jakiej podstawie twierdzę, że ja tu w ogóle jestem? Bo od długiego czasu nie czułem się tak bardzo, jak teraz. Wychillowałem w końcu i może dlatego też ten Woodstock był kolejnym tak udanym. Tym bardziej, że przede mną była jeszcze perspektywa podróży do Chorwacji... Może dlatego uświadomiłem sobie jak jest dobrze, akurat na koncercie Mike'a Love'a. Genialna muzyka. Mike też jest mistrzem jak dla mnie. I to - pozwolę sobie na te określenie - uroczym. To jak był szczęśliwy na scenie kiedy powiedział, że jest pierwszy raz w życiu w Europie akurat na Woodstocku, zapamiętam na długo. Mnie to poruszyło. Do granic przejąłem się też na koncercie Hey. Długo czekałem, by na wielkiej scenie spotkać Nosowską. I choć jak zwykle śmieszyła mnie nieco podziękowaniami na scenie, to uwielbiam ją i jej twórczość tylko jeszcze bardziej. Kolejny niesamowity koncert. Podziwiam też, że mimo problemów, dało radę tak świetnie zagrać. Dobrze wspominam też zakończenie festiwalu, ale o tym wspomnę przy innym wątku.

 I to by było na tyle, bo więcej z muzyki już dobrze nie pamiętam. Mógłbym narzekać na line up, ale nie mam powodów. Woodstock zaoferował mi tyle innych atrakcji, że nie potrzebowałem dodatkowych zajebistych kapel. Nie rozumiem zatem pierdolenia malkontentów, że w tym roku muzycznie się nie postarali. Jak dla mnie było idealnie, nie wpasowało się to w Twoje gusta i tyle. Skoro i tak nie chodziło się na te zespoły co się lubi bo ich nie było, a znajdowało sobie inne zajęcie w zastępstwie, które idę o zakład również było cudownym przeżyciem - po co w ogóle narzekać? Nie ma na co, poważnie.


 W 2016 po raz pierwszy pojawiły się ogrodzenia, barierki, nowi patrolowi i te wszystkie inne nikomu nie potrzebne "usprawnienia". Marudzili ludzie, bo nieco to przeszkadzało, ale czy na pewno tak bardzo żeby narzekać aż tak? Osobiście wielkich przeszkód z dobrą zmianą na Woodstocku nie zauważyłem. Może zbyt wąsko patrzyłem? W każdym razie, barierki się omijało a ktoś jak chciał wejść pod scenę z piwem to i tak to zrobił. Było tak jak z marihuaną w naszym kraju. Niby nie można, a kto chce to ma. Niby niebiescy wyłapywali niewygodnych ludzi, wyprowadzając ich "w bezpieczne miejsce" ale to tak mały odsetek, że mnie to ominęło. Niby mogli też wejść z psami na teren pola i obwąchać torby za dilerami, ale w ogóle tego nie zauważyłem. Impreza o podwyższonym ryzyku, które jak dla mnie nie zmieniło za wiele na samym festiwalu.

Jeśli natomiast chodzi o politykę, powody owej zmiany oraz o całą tę otoczkę - no nie jest dobrze. Bo efekt zmian na Woodstocku choć nie bardzo zauważalny, to źle odbija się ten fakt na tym jak się dzieje w całym kraju. No kurwa serio? Żeby tak bezpodstawnie kłody rzucać pod nogi? Jest mi wstyd, że w ogóle mamy co na ten temat komentować. Fanaberie polityków niech politycy zostawią dla siebie. Nie podoba mi się to bardzo i o mało nie dołączyłem na Woodstocku do tłumu szumnie skandującego "jebać PiS!" - o tym napiszę jednak osobny post. Mam tylko nadzieję, że za rok unikniemy podobnych problemów. A piszę jako my, ponieważ to głównie od nas zależy, jak to się będzie wszystko układało. O czym z resztą wspominał także Jurek Owsiak. Oby starczyło mu chęci i energii na więcej.

 ASP za to było jak dla mnie w tym roku głównym celem. Miałem ochotę poznawać ludzi trochę bardziej na spokojnie. Chciałem być uczestnikiem warsztatów, dyskusji, prelekcji, ogólnego czilałtu i tak dalej. Dowiedziałem się sporo o fotografii (zostałem nawet pochwalony - oh i ah - miód na moje uszy), posiedziałem w GreenPeace, pogadałem z Krisznowcami, słuchałem Korwin-Piotrowskiej i obu Stuhr'ów, żonglowałem z kuglarzami. Działo się nawet sporo więcej. To takie jakby dla mnie doświadczanie życia w tak zgranym i odpowiadającym mi społeczeństwie. Cieszyłem się chwilą. Poznałem w ten sposób swoją kompankę do przyszłej podróży - A. poznacie w przyszłych postach ;)

 Ten Woodstock był pełen niezwykłych przypadków. Dla przykładu: idziemy grupką - swoją drogą, ekipa była najlepsza - marudzimy na brak jedzenia aż tu nagle na ziemi znajdujemy kabanosy, banany i inne smakołyki. Albo gubimy się w tłumie, by po 15 minutach przypadkiem trafić na siebie pod sceną. Rozrywka szybko się nam ulatniała, to znaleźliśmy telefon a za zwrócenie którego w prezencie otrzymaliśmy solidny zapas lotnego szczęścia.


 Wchodzę do pociągu - w tym roku znowu zdecydowałem się na musicREGIO - a tam Aśka, Krzysiek, Dżigi, Mały i Migotka. Na wstępie kulturalnie piwko i papierosek, trochę konwersacji na poziomie, a później się atmosfera rozweseliła i w ruch poszły kubki z wódeczką oraz blanty. Starano się kitrać, jednak pod koniec podróży obnoszono się z tym niczym Cruella de Mon z fajką. Pełen luz. To źle, bo właśnie przez to później mają argumenty by oczerniać. Lepiej się jednak z tym dalej ukrywać. Wracając do tematu, było zbyt pięknie by trwało to wiecznie, dlatego w Kostrzynie deszcz ulewa burza. Generalnie już mniej ciekawie. Wysiadam, szukam autobusu, docieram na pole namiotowe. Tam błoto po kolana, ubite, natlenione i wymieszane tak, że buty zasysało a jak postało się dłużej w jednym miejscu, to zapadało się tylko niżej. Cały wyjazd narzekałem na to tylko na początku, później już mi było wszystko jedno i nawet się z tego cieszyłem. Im dłużej byłem na Woodstocku, tym bardziej mi się podobało. Za rok znowu się pojawię! Trzeba tylko dopilnować by wszystko się jednak odbyło...





O Woodstocku na pewno będzie jeszcze jeden post :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty