#Chorwacja 1: The Beginning

FB: Patryk Mikołaj: O 17:00 wyruszyliśmy w końcu łapać stopa na Czechy a już jesteśmy przed Opolem :) Pierwszy autostop zaliczony! Dalej już raczej z górki.

Na Woodstocku poznałem Anię - bo poszedłem do Green Peace podładować telefon. Przy okazji spotkałem się też z dziewczyną, z którą być może miałem jechać w podróż. Zgadaliśmy się przez internety, żeby razem pojechać, ale wiadomo, że przecież przed tym trzeba się spotkać. Nie przesadzajmy, aż tak w ciemno z kimś nieznajomym jechać, to już może być nie bardzo. W każdym razie musisz wiedzieć, że jednym z moich marzeń było pojechać z nieznajomą na eurotrip. O tym będzie ten post :)

- Mogę oprzeć się o Twoje kolana?
- Jasne, czemu nie.
- Ania jestem, cześć.
- No siema, Patryk.

I tak dalej od słowa do słowa wyszło, że się dobrze dogadujemy, a ta druga dziewczyna co przyszła chwilę później a która też się do mnie przysiadła, była tą potencjalną kandydatką co pisałem wyżej. No to gadaliśmy sobie w trójkę, z czego ja jasno wywnioskowałem - jadę z Anką. Magda poszła po słowach: Spotkajmy się jeszcze na jakimś koncercie i wtedy zadecydujemy, ok? Po czym od razu pomyślałem nad odmową i przeprosinami. Koniec końców, faktycznie pojechałem z Anią. Dwa dni później łapaliśmy stopa z Wrocławia.

Wyposażeni w plecaki ze wszystkim, w namiot i oczywiście dobre humory, w końcu trafiliśmy na wylotówkę prowadzącą w kierunku Cieszyna. Dwie godziny przedzierania się przez Wrocław... Zaczęlibyśmy machać w dobrą stronę (bo przez pierwsze 5 minut łapaliśmy w złą) o godzinie 17:01 gdyby nie fakt, że stopa złapaliśmy już o 17:00, kiedy wchodząc dopiero co na stację jakiś facet zawołał: Dokąd jedziecie? Na granicę z Czechami?! Wezmę was do Opola. Alpinistą był. Dzięki niemu czas łapania pierwszego stopa zajął nam -60 sekund. Pod Opolem trafiliśmy na świętną rodzinkę ślązaków. Arek i Hanka jechali z dwoma śpiącymi dzieciakami do Gliwic, zajebistym wanem - volkswagenem oczywiście. Dzięki nim czas łapania stopa jak do tej pory wyniósł nam 0 sekund. Gwarę i ten styl rozmowy ślązacy macie genialne, dobrze się z Wami goda :) Tym razem jechaliśmy już około godziny, z której to dowiedziałem się o podróżowaniu samochodem wraz z dzieciakami. Można? Można. Mówili, że nie jest łatwo ale za to bardzo wesoło i często dość tak jeżdą. Jak to ja, podjarałem się bardzo, bo to przecież nadzieja dla mnie na przyszłość.

Dość szybko dojechaliśmy z kimś do Ostrawy, gdzie łapaliśmy na bramkach tuż przy policji. Nie czepiali się i szybko poszło. A z dwoma innymi ziomkami po drodze, pół godziny przed północą byliśmy już po stronie czeskiej na jakiejś stacji pod Brnem. Poszedłem zorientować się co i jak z cenami w tym kraju i jaki jest kurs a Ania siadła na krześle i jak ktoś podjechał, pytała o podwózkę dalej. Trafiła na Agę, która po rozmowie z partnerem stwierdziła, że jednak nie możemy z nimi się zabrać. Później Matteo powiedział nam, że wzięli nas ponieważ za drugim podejściem dobrze nam z oczu patrzyło. Tej parze zawdzięczamy bardzo wiele. Świetni ludzie. Matteo jest włochem, Aga natomiast polką a razem jechali do Wenecji w sprawach służbowych. W końcu dowiedziałem się, dlaczego po Włoszech tak trudno łapie się stopa. Podobno jest to naród, po którym wszystkiego się można spodziewać, więc ludzie nie chcą brać żeby nie ryzykować. Przynajmniej tak to zrozumiałem, być może błędnie. Śpiewaliśmy nawet razem "Pszczółkę Maję" po czesku. Za Wiedniem wszyscy byli na tyle zmęczeni, że zadecydowaliśmy o zjechaniu i położeniu się spać. Aga i Matteo do hotelu, Ania i ja pod namiot przy hotelu. Pierwsza noc na dziko.

Rozłożyliśmy się za parkingiem koło TIRów. Trochę Wam powiem, że byłem spanikowany. Nie lubię spać na dziko, bo schizy łapię, bo to nie wiadomo co się może stać. Ale jak mus to mus. Pod koniec podróży mogłem spać gdzie popadnie. W każdym razie, z rana powitał nas taki widok:

W ogóle to muszę robić screeny z Facebook'a, bo wszystkie zdjęcia do momentu dotarcia do Dubrovnika, jakimś cudem mi zniknęły :/

Wracając do tematu: cały czas morda mi się uśmiechała. Jest 9:00, jesteśmy już za Wiedniem, widoki wspaniałe i nawet się wsypałem. A zaraz obok hotel, gdzie można się porządnie ogarnąć. Lepiej zacząć się nie mogło! Do śniadania przy hotelowym stoliku dosiadli się do nas Matteo z Agą. No i znowu razem ruszyliśmy do miasta Graz.

Komentarze

Popularne posty