#Chorwacja 4: Darmowa noc w hotelu?


Żeby Cie nie zamęczyć opowiastkami o podróży, staram się mieszać posty, stąd wczorajszy o koncercie Pixies. Było genialnie! Jak jeszcze nie wiesz co i jak - zachęcam do czytania. W każdym razie, dziś znowu o Chorwacji. A dokładnie to o kilku po drodze napotkanych osobach:

I tak nie idzie mi to chronologicznie, więc zacznę od ludzi z Litwy (o których więcej opowiem jednak przy okazji nocki spędzonej z Szamanami) i Brytyjczyka co z pochodzenia jest Macedończykiem. Ciekawy typ. Spotkałem go z Anką w drodze do Dubrovnika. Zaczęliśmy łapać stopa około 16:00 dopiero, bo trudno było nam opuszczać Makarską. Tam było tak dobrze... Po godzinnej tułaczce pod górę, by znaleźć odpowiednie miejsce, na wylocie spotkaliśmy cudowną parkę. Była to Radvile (kolejna piękna kobieta, modelka tymrazem. Serio serio) i Svagunas. Zagadałem oczywiście i okazało się, że jadą w to samo miejsce. No to nastapiła tradycyjna wymiana numerów i do jutra!

Macedobryta złapaliśmy po 10 minutach. Od wejścia zapytał czy Polacy, bo poznał po akcencie. Jak się okazało, zna sporo polaków bo zatrudnia ich w Anglii we własnej firmie budowlanej. I tak właśnie trafiliśmy na żyłę złota. Najpierw pogadaliśmy sobie w aucie, później się nieco stresowaliśmy czy bez problemów przepuszczą nas przez Neum (bo to miasto Bośniackie jest), a następnie umilkliśmy. Powodem był najpiękniejszy widok jaki do tej pory miałem okazję zobaczyć.


Nie wyglądało to tak jak na zdjęciu. Było dużo lepiej. Gdybym mógł, zostałbym w tamtym miejscu na trzy kolejne wieczory, byleby tylko móc to zobaczyć jeszcze raz i jeszcze i jeszcze. Brakowało tylko kawałka Eddiego Veddera granego w tle przez ukochaną.

Dotarliśmy do Dubrovnika około 22:00, zdążylo się już zatem ściemnić. No to Pietru do nas, że w sumie to nie chce mu się teraz jechać na lotnisko i lecieć do Macedonii, więc może zostać z nami by coś zjeść. A jakoże zna Dubrovnik, bo często tu bywa - zabierze nas na dobre piwo i Czewapcziczi, czyli tradycyjne żarcie Bałkańskie. Jak dla nas idealnie, bez zastanwoienia na to przystaliśmy. Bo darmowe. Te małe chorwackie kebaby na talerzu, spoko. Piwo wjechało co najmniej dobrze. Na tyle idealnie wręcz, że Pioter zaproponował nam noc w hotelu. Można? Można. To właśnie jest piękne w stopowaniu po świecie. Nigdy nie wiesz co dobrego cie spotka. Nie ma to jak darmowa noc all inclusive... Tyle, że nie skorzystaliśmy. Bo przecież lepiej jest spać na dziko i budzić się o wschodzie słońca na plaży :) No to pogadaliśmy jeszcze chwile i trzeba było się rozstać. A szkoda, bo to był poczciwy człowiek, który był w stanie wiele dla nas zrobić. Gdyby tylko takie osoby trafiały się nam stopa, podróżowalibyśmy w luksusie. Na szczęście spotkaliśmy też Vladka, który bogaty nie był, ale to właśnie jego wspominam z podróży najlepiej. O tym jednak w następnym poście, który zresztą będzie kończył opowiastki o osobach, a skupi się raczej na niesamowitych przeżyciach, jakie miałem okazję doznać.

Ej, daj mi jakiś feedback proszę. Bo ja nie wiem czy jest sens pisać o takich sytuacjach, czy może jednak inaczej trochę to ugryźć. Mnie się to podoba, bo przy okazji wspominam, ale Tobie?

Komentarze

Popularne posty