Biwak Wigilino Urodzinowy


Z harcerstwem wiążę bardzo dużą część swojego życia. Dzięki tej organizacji jestem jaki jestem. Byłem wychowywany na zmianę przez rodziców, przez ZHP i codzienność spędzaną w towarzystwie przyjaciół. Mało tego, dziś mam pracę, ponieważ kiedyś (między innymi) organizowałem biwaki. Bycie harcerzem to jedna z tych najcudowniejszych rzeczy, w których mam okazję brać udział. Zaniedbałem to niestety przez ostatnie 4 lata. A przypomniał mi o tym niedawny weekend.

Po raz kolejny, już chyba nawet jedenasty raz w życiu, byłem na świątecznym biwaku mojej drużyny. Właściwie to już całego hufca. Po raz pierwszy w życiu, nie wiedziałem co ja tam robię. To przykre. Pierwsze biwaki dawały mi niesamowitą radość i podniecenie. Byłem wtedy jeszcze zuchem, więc na cokolwiek mi zaproponowanego cieszyłem się jak oszalały. W Lisewie była wówczas tylko 44 i garstka zaprzyjaźnionych osób z innych drużyn. Z Nowego Miasta Lubawskiego też oczywiście byli reprezentanci. Zaledwie 3 lata później bawiliśmy się w większej grupie już u siebie, w Golubiu-Dobrzyniu. To był skład! Najlepsze lata, w czasie których poznałem najcenniejszych dla mnie ludzi. Oj byliśmy nieznośni. Toż takie akcje jakie miały miejsce, zostaną przeze mnie zapamiętane do końca życia. Minął jednak czas rozrywek i zaczęto się brać za organizację. Czas buntu zaowocował rozwojem drużyny, założeniem nowej, pomocą w powstawaniu innej co przy okazji dokoptowało mi nowych niesamowitych przyjaciół. Cały czas było nam mało, więc powstał hufiec. Też, a może i głównie przy pomocy osób z "zewnątrz". W tym czasie zorganizowaliśmy także ogólnopolską trasę czy międzynarodowy zlot. Później pomogliśmy przy tworzeniu gromad zuchowych, dzięki czemu osobiście miałem okazję zająć się jedną z nich. Z małego zucha wyrosłem więc na instruktora zajmującego się zuchami. Piękne! Dźwignęliśmy wszyscy hufiec jeszcze bardziej, zatem organizowane przez nas biwaki liczyły sobie około 200 osób. I przyszedł czas na studia. Wyjechałem, z harcerstwem niestety zerwałem. 

Na szczęście nie całkiem. Co jakiś czas pojawiam się jeszcze na ważnych wydarzeniach. A wtedy serce mi się kraja. Głównie z tęsknoty. Tydzień temu, cztery cztery znowu zorganizowało biwak. Tymrazem na 250 osób! Smutne jest, że prawie nikogo nie znałem. Dalej jednak został podobny klimat, co bardzo mnie uszczęśliwiało. Znowu nie wiadomo było co i jak. Ten ciągły chaos jest niezmienny - dlatego też te biwaki mają taki urok. Niby nic wielkiego się nie dzieje, ale i tak jest genialnie. Taka nasza wizytówka :) Bo wszyscy lubią wychillować w tak dobrym towarzystwie. No i ten klimat wigilii... gdzie opłatkiem dzieli się niekiedy ponad dwie godziny. Tutaj mało kiedy jest miejsce na sztuczne uśmiechy. Harcerze ze sobą rozmawiają w taki sposób, że uśmiech sam się pojawia, niczym niewymuszony. Są i łzy, niebraknie bowiem wzruszających wniosków, przeprosin czy wyznań.

W tym roku, tylko z pięcioma osobami naszej drużyny miałem okazję popatrzeć sobie w oczy i powiedzieć nawzajem co się myśli, co w mózgu gra... W tym roku, poraz pierwszy stwierdziłem, że harcerze nie potrafią śpiewać a jakakolwiek obrzędowość ustąpiła miejsca popkulturze. Tydzień temu uznałem nowe zmiany za zupełnie nieadekwatne. Zmiany, które miejsca mieć nie powinny. Ale może to tylko moje subiektywne odczucie? Może właśnie staję się konserwatywnym i zdziadziałym instruktorem? Jeszcze trochę a zacznę mówić a za moich czasów...

Dzisiaj 44 GDDH mimo niewielu członków, nadal pozostaje wzorem do naśladowania. Przyszedł jednak czas na to, by to nie w hufcu uważali nas za przykład, ponieważ już wszyscy jesteśmy na równi. Przyszła pora na to by młodsi, nowi członkowie ZHP mieli okazję zobaczyć jak cudownie jest móc nosić mundur przyodziany w żółto-czarne barwy. 

Komentarze

Popularne posty